Marcowa rocznica


Marcowa rocznica

Dyżurni politycy i media w Polsce co roku podejmują temat wydarzeń marcowych z roku 1968. W tym roku przypada okrągła rocznica 40-lecia tych wydarzeń, które dla wielu młodych polityków w Polsce znane są tylko z zapisu literacko-mitologicznego, który budowany był przez lata w mediach. Przypadek sprawił, że ja byłem uczestnikiem tych marcowych wydarzeń. Jednym z organizatorów manifestacji w Łodzi był Tadeusz Walendowski / później Pomost /, w którego towarzystwie wielokrotnie przebywałem, a który w tamtych czasach imponował równieśnikom i młodszym kolegom zdecydowanymi poglądami politycznymi. W samym sercu tych wydarzeń znalazłem się dość przypadkowo, kiedy Tadek Walendowski „zakwaterował się” do mieszkania mojego bliskiego kolegi Zbyszka B. To właśnie z mieszkania rodziców Zbyszka , przy ulicy Piotrkowskiej, Tadeusz kierował manifestacjami studenckimi w Łodzi. Jeszcze żyją świadkowie tych wydarzeń, którzy to dobrze pamiętają.
W czasie tych wydarzeń, zdarzyło mi się również być gońcem Tadka i biegać z jego instrukcjami na spotkania emisariuszy którzy przyjeżdżali
z Warszawy. Przez cały ten czas Tadeusz kierował tymi manifestacjami z telefonu rodziców Zbyszka, co było potem powodem wielu dla nich kłopotów. Oglądając ten marzec 1968 od tej strony, to te wydarzenia nie wyglądały jak spontaniczna manifestacja studentów, lecz jak akcja dobrze zorganizowana i kierowana z Warszawy przez wyjątkowo sprawnych organizatorów.
Po latach, inni ludzie, widzą to zupełnie inaczej. Obraz tamtych wydarzeń został już na trwałe namalowany w kolorach czarno-białych, gdzie Polaków przedstawiono w czarnych kolorach, jako tych, którzy ksenofobię wypijają z mlekiem matki, a na biało przedstawiono aniołów, którzy w roku 1968 zostali wygnani z komunistycznego „raju”.
Oczywiste brednie takiego przedstawiania tamtych wydarzeń są już stałym schematem jaki używają gadające głowy w mediach mówiących po polsku. Media te są obecnie własnością tych, co mają patent na prawdę.
Moi koledzy pochodzenia żydowskiego z niemałym zdziwieniem patrzyli wtedy na tą awanturę rozpętaną przez służby specjalne wszystkich zainteresowanych stron.
Wielu z nich bardzo chętnie skorzytało z okazji i wyjechało z Polski , bo te wydarzenia otworzyły im drogę na zachód, co w roku 1968 było marzeniem wielu chętnych. Dla nich otwierał się ten zachodni świat, który był za żelazną kurtyną.
Po latach, przedstawia się tych którzy wyjechali w roku 1968 jako męczenników i ofiary prześladowań. Te „prześladowania” były dobrze zorganizowane, a na chętnych czekał Izrael , który ich potrzebował po wojnie egipsko- izraelskiej z roku 1967. Tam jechali ci biedni, naiwni, ale prawdziwi Żydzi. Bogatsi i ustawieni przez rodziny, jechali do Europy zachodniej i do USA. Po czterdziestu latach od tamtych wydarzeń, obecny minister Spraw Wewnętrznych z Platformy , pan Grzegorz Schetyna, obiecuje przyznanie obywatelstwa wszystkim, którzy się go zrzekli w roku 1968. Gest ten jest sympatyczny i bardzo ludzki, szkoda tylko, że są to gesty jednostronne ze strony kolejnych rządów RP.
Druga strona obraża Polaków konsekwentnie, nawet wtedy, kiedy podaje przyczynę tego piękno gestu - jako formę zadośćuczynienia za zmuszenie ich do opuszczenia Polski.
A przecież były przykłady zupełnie innej oceny tych wydarzeń. Taki towarzysz Marek Borowski, członek byłej PZPR do roku 1968, który oddał legitymację w tym właśnie roku, ale wstąpił do PZPR powtórnie, po partyjne „samokrytyce”. On „zrozumiał” swój błąd pośpiesznego oddawania legitymacji PZPR.
To takich długodystansowych polityków jak Marek Borowski z LiD, trzeba się zapytać o ocenę tych wydarzeń. Dla nich nie były one takie straszne, jeżeli później wstępowali ponownie do PZPR. Wielu polityków z okresu transformacji, którzy nie wyjechali w roku 1968, zajęło najważniejsze stanowiska w RP, po roku 1989. Trzeba zapytać się pani Katarasińskiej – Śledzińskiej z PO , co nią kierowało, kiedy ona w tamtych latach zupełnie inaczej oceniała te wydarzenia. Przyznanie powtórnie obywatelstwa polskiego tym, którzy takie obywatelstwo mieli, ale pochopnie z niego zrezygnowali, a teraz chcą je mieć powtórnie, jest pięknym gestem.
Trzeba jednak zapytać się Tomasza Grossa, autora „Strachu”, co on sądzi o własnych braciach, mających takie „masochistyczne” skłonności, jak chęć odzyskania obywatelstwa kraju, uważanego przez autora „Strachu” za zbiorowisko ksenofobicznych i pełnych „nienawiści” Polaków ?
Kto tu jest normalny ? Czy Polacy przyznający na żądanie obywatelstwo tym, którzy byli „wygnani”, a teraz chcą wrócić do swych byłych „prześladowców” ? Czy ci, co chcą mieć obywatelstwo Polski, kraju który pan Gross odsądził od czci i wiary ?
Takie to są paradoksy w ocenie tamtych wydarzeń, zupełnie pomijane w komentarzach zakłamanych polskich mediów . Miejmy nadzieję, że liberalna Platforma zdaje sobie sobie sprawę z ich istnienia i oszczędzi nam nowej dawki propagandowej wersji tych wydarzeń ?
5 marca 2008
www.wojciechborkowski.com


drukuj Wersja do druku