Dzień Europy -9 Maja




Dzień Europy - 9 Maja

Każdy z nas ogląda świat z własnego obserwatorium. Te same sprawy dla różnych obserwatorów mają zupełnie inną wartość. Niektóre ważne wydarzenia historyczne przemijają bez echa, inne urastają do wymiarów symbolu, od czego to zależy? Jaka część naszej świadomości akceptuje jedne prawdy, a inne odrzuca ? Przed próbą odpowiedzi na takie pytania będziemy stawali coraz częściej w tym nowym globalnym świecie. Posłużmy się prostym przykładem. Telewizja publiczna w Chicago przez kilka tygodni przedstawiała nam imponujące dzieło Ken Burns’a „The War”. Ten wzruszający film, świetnie zmontowany z materiałów archiwalnych okresu II wojny światowej, połączony komentarzem uczestników tych wydarzeń robi na widzach wstrząsające wrażenie. Oryginalna muzyka oparta na nostalgicznych motywach zaczerpniętych z okresu lat czterdziestych wspaniale ilustruje klimat tamtych lat. Film ten pokazuje tę wojnę z perspektywy amerykańskiej. O udziale żołnierzy polskich wspomina się kilkoma zdaniami. Widocznie tak to widać z tej strony oceanu. Patrząc na ten film oczyma amerykańskiego widza, odkrywamy szczegóły nam wcześniej nie znane, a godne podziwu. Poddając się klimatowi tego dzieła filmowego aprobujemy subiektywną ocenę wydarzeń historycznych dokonaną przez scenarzystę i reżysera tego filmu.
Z perspektywy polskiej jednak ta wojna wyglądała inaczej, ale zamierzeniem tego filmu nie było porównywanie zasług, tylko zapis wspólnego amerykańskiego wysiłku w tym okresie. Gdy ja, jako młody chłopak, zacząłem poznawać historię tej wojny, to szukałem zapisów opisujących bohaterstwo Polaków na frontach II wojny światowej.
Ta wojna w mojej wówczas wyobraźni wyglądała jak pojedynek polsko-niemiecki z aliantami w dalekim tle. Ta sama historia opowiadana oczyma przedstawiciela innego narodu wygląda zupełnie inaczej i przywraca nam proporcje pozwalające odzyskać konieczną równowagę obserwacyjną.
Po tak intensywnej dawce informacji, jaka zawarta jest w tym filmie, zmieniamy jednak opinię o tej wojnie, nawet wtedy, kiedy nie zgadzamy się z subiektywną oceną autora. Zapoznając się z tego typu medialnymi informacjami, poznajemy opinię innych ludzi, równie stronniczą jak nasza. Nasz ogromny i skomplikowany świat oglądamy przecież przez pryzmat własnych lektur i osobistych doświadczeń. Czy można być obywatelem świata i posiadać zdolności obiektywnej oceny wydarzeń historycznych ? Czy można patrzeć na świat oczyma chłodnego intelektualisty obserwując ludzkość z pozycji nadczłowieka ze szczytu góry Olimp ? To jest po prostu niemożliwe.
Czy w Europie mógłby obecnie powstać taki film, jak „The War”, opisujący wydarzenia II wojny światowej widziane oczyma scenarzysty europejskiego? Czy mógłby tę historię opowiedzieć nam jakiś europejski geniusz wyważający sprawiedliwie zasługi i motywacje europejskich narodów biorących udział w tej wojnie ? Oglądanie takiego filmu jak „The War” musi wzbudzać zazdrość Europejczyków. W Europie nie mógłby powstać film w reżyserii Anglika, Włocha, Francuza, czy Polaka, opowiadający w sposób osobisty i emocjonalny o historii II wojny światowej, który by nie wywołał krytycznych komentarzy innych uczestników tej wojny. Historia ostatniej wojny opowiedziana przez Anglika, wzbudziłaby krytyczne uwagi intelektualistów z Francji, Niemiec , czy Polski i odwrotnie. Historia tego samego okresu opowiadana przez reżysera niemieckiego byłaby wręcz problemem karkołomnym, być może zbyt bolesnym do oglądania dla tych narodów, których wojna dotknęła w sposób szczególnie okrutny.
To jest właśnie ta piramida trudności przed jaką staną narody Unii Europejskiej zaraz po wejściu w życie Traktatu Lizbońskiego. Jak pogodzić emocje narodowe tak różnych kulturowo i emocjonalnie krajów w tym wielkim kotle super państwa europejskiego. Językiem jakiej kultury będzie się próbowało spinać emocje krajów europejskich ? Problemy ekonomiczne, niezwykle ważne, okażą się przy tych emocjonalnych problemach wręcz „małym piwem”. Kiedy już przeminie euforia zjednoczeniowa, to wtedy przyjdzie refleksja nad problemami etnicznymi. Brak wspólnego języka okaże się barierą niezwykle trudną. Wybór jednego języka, na przykład języka angielskiego, stawia Brytyjczyków w pozycji uprzywilejowanej, a inne narody spycha do roli gamoni sepleniących wyuczone formułki. Opowiadanie dowcipów naśmiewających się z przywar narodowych, będzie musiało być w UE objęte karami, podobnymi do tych kar jakie można otrzymać za antysemityzm. Udział armii poszczególnych krajów w interwencjach wojskowych będzie prawdopodobnie regulowany procentowym wskaźnikiem odpowiadającym liczbie ludności tych krajów. Wielkość problemów będzie proporcjonalna do złych lub dobrych wyników ekonomicznych krajów UE. Każde potknięcie ekonomiczne będzie pomnażało problemy emocjonalne. Komfort w jakim znajdują się Stany Zjednoczone posiadające integrującą Amerykanów wspólną historię jest godny pozazdroszczenia dla organizatorów rozrastającej się Unii Europejskiej, która nie ma takiej wspólnej historii. Miejmy jednak nadzieję, że Europa poradzi sobie z problemami tej wieży Babel, jaką będzie UE.
Czy warto próbować zmierzyć się z tymi problemami? Odpowiedź na takie pytanie uzyskamy już w najbliższych latach. Doświadczenie tego rodzaju jest Europie bardzo potrzebne. Miejmy nadzieję, że urzędnicy nie zrobią z Europy kafkowskiego „Urzędu”. Próba zmiany relacji międzynarodowych w Europie godna jest każdego wysiłku.

9 Maj 2008
www.wojciechborkowski.com


drukuj Wersja do druku