Listopad, niebezpieczna pora



Wojciech K.Borkowski

Listopad, niebezpieczna pora


W „Nocy listopadowej” Stanisława Wyspiańskiego , Wielki Książe pyta Makrota : „Listopad to dla Polaków niebezpieczna pora?”.
A ten odpowiada: „ /.../ Tak teraz jest listopad, więc baczne mam słuchy. Jest to pora, gdy idą między żywych duchy i razem się bratają”.
W 1830 roku wybuchło Powstanie listopadowe, a w listopadzie 1918 roku Polska odzyskała niepodległość. Nauka historii, tak obecnie lekceważona we współczesnym „rozrywkowym” świecie powinna na nowo odzyskać należytą jej rangę. Ten historyczny przykład jest bardzo wymowny. Trzy wielkie mocarstwa europejskie, Austria, Rosja i Prusy, które brały udział w rozbiorze Polski po upadku insurekcji Kościuszkowskiej, przestały się liczyć na arenie europejskiej, po zakończeniu I wojny światowej, a Polska na nowo powstała. To jest ostrzegające memento dla wszystkich polityków, wszelkich formacji. Nic nie trwa wiecznie, a arogancja przywódców, którzy tworzą wokół siebie dwory pochlebców i lekceważą wyborców, pcha ich do nieuniknionej zguby. Listopad roku 2007 też zapowiada się jako niebezpieczna pora, tym razem to nie Polska jest w tej strefie największego zagrożenia, ale inne odległe od niej rejony świata.
W listopadowej Polsce roku 2007 nie wróciła jednak zapowiadana przez Platformę stabilizacja, tylko rodzi się nowy konflikt rozpętywany przez media, który sprowadzono do urojonego pojedynku, Platforma kontra prezydent RP ?
Platforma brnie w ten konflikt, traktując go jako „medialne panaceum”, którym będzie przeganiała złe duchy własnej nieudolności. To będzie taki teatr odwracający uwagę od kolejnej porażki Platformy. Jak im coś nie wyjdzie, to winny będzie prezydent RP i PiS w opozycji ?
Przegłosowanie w Sejmie kandydatury Stefana Niesiołowskiego na wicemarszałka Sejmu to ewidentna prowokacja Platformy. Ten znerwicowany „polityk”, który posługuje się tytułem naukowym, ale marnotrawi czas w polityce jest medialnym trefnisiem obrzucającym przeciwników politycznych ordynarnymi epitetami. W internecie możemy się zapoznać z wyborem „medialnych złotych myśli” przyszłego wicemarszałka Sejmu. Media używały tego pana bardzo często, aby wprowadzić telewidzów w stan poniżającego widzów rozbawienia.
Zabawne jest poparcie LiD-u dla tej kandydatury. Czy to jest świadome działanie poltyków tego ugrupowania, aby doprowadzić do trwałego konfliktu między Platformą i PiS-em i ośmieszyć posłów tych ugrupowań ?
Aby lepiej zobrazować emocjonalny brak równowagi przyszłego wicemarszałka Stefana Niesiołowskiego zapoznajmy się z cytatem z wolnej encyklopedii internetowej „Wikipedia” :
Cytuję : „Stefan Niesiołowski w 2001 roku dla Gazety Wyborczej o swojej przyszłej partii Platformie Obywatelskiej powiedział, że jest to ugrupowanie dające popisy hipokryzji i cynizmu, żerujące na fobiach, ignorancji i naiwnej grze wyborców. W 2005 został senatorem z ramienia tej samej Platformy Obywatelskiej” – koniec cytatu.
Ten sam Stefan Niesiołowski powtarzał te same zdania o PiS-ie , ale media udawały, że nie pamiętają jego poprzednich wypowiedzi i zrobiły z niego zabawkę medialną, co w obecnych czasach telewizyjnych wystarcza do politycznego sukcesu. Wielkie telewizyjne przedsiębiorstwa medialne mają wybiórczą pamięć i same decydują o kierunku ataku na politycznych przeciwników, wskazanych przez właścicieli mediów.
Kontrowersyjny kandydat na ministra MSZ w rządzie PO-PSL, Radosław Sikorski, też zaczął karierę w mediach, był także członkiem American Enterprise Institute , a latach 1990-1992 był doradcą Ruperta Murdocha, światowego potentata medialnego, mającego ambicję walki o polski rynek mediów. W przyszłym ministrze MSZ z ramienia Platformy, Rupert Murdoch, ten gigant medialny, znajdzie dawnego przyjaciela. W czasach agresywnego globalizmu o pozycji ministerialnej kandydata do rządu decydują potężni protektorzy, a nie suwerenny naród w wyborach. Politycy zmieniają partie jak rękawiczki, „dzisiaj tu, a jutro tam”, a telewidz nie nadąża za politykami zmieniającymi poglądy.
Miejmy jednak nadzieję, że sprawy tego świata przejdą w końcu w ręce ludzi dobrej woli i odwieczne marzenie polskich romantyków o samostanowieniu narodów zostanie praktycznie zrealizowane. Jeżeli my tego nie doczekamy, to może to zrobią za nas nasze wnuki w kolejnym, historycznym listopadzie.

14 listopad 2007
www.wojciechborkowski.com


drukuj Wersja do druku