Zamiast felietonu


Zamiast felietonu

Rękopis znaleziony w Chicago

Żegnamy się z Ameryką wieku XX , a takiego drugiego kraju nie znajdziemy nigdzie na świecie. To był kraj bardzo przyjazny dla imigrantów.
Ktoś nam tę Amerykę „pod-iwanił”. Przekładając na amerykański możemy powiedzieć, że nam ją „pod-madoffił”.
Z pewnością zrobili to imigranci, ale ci z tej wyższej półki. Kombinowali długo, jak do tego „pod-madoffienia”dorobić ideologię i wymyślili globalizm. Wywieźli fabryki i zostawili długi. Zaskoczenie było powszechne. Zapobiegliwy był tylko Berni Madoff. Stworzył piramidkę finansową i zgarnął dla siebie parę miliardów.
Ja w tym nie brałem udziału. Oszczędności nie miałem, więc nic u niego nie straciłem, niby z czego ma mieć oszczędności imigrant w pierwszym pokoleniu. Przyjechałem jako dodatek do wylosowanej zielonej karty i tylko ta karta zostanie mi na pamiątkę pobytu w Eldorado. Kryzys zaskoczył mnie tak samo niespodziewanie jak wiele milionów zasiedziałych tubylców. Co robić ? Wracać do starego kraju, w którym ci, co uwłaszczyli się na początku transformacji, to teraz robią za elitę. Oni stanowią nową arystokrację, jak w Operetce Gombrowicza.
My robimy w Polsce jako ich lokaje, więc pozostało mi oczekiwanie na cud. Pracy też tam dla mnie nie ma. Bezrobocie w Polsce jest już 12 procentowe i rośnie.
Zasiedziałem się w tym amerykańskim „Eldorado”. W czasie tych kilkunastu lat pobytu, kontakt z moimi polskimi przyjaciółmi się urwał w sposób naturalny. Niektórych nie poznaję nawet z bliska, witając się z nimi serdecznie. Tak się zmienili na „korzyść”. Śpieszyli jest z tą prywatyzacją, aby emigranci sobie nie przypomnieli, że im się też coś należy. Sprzedali Polskę na pniu. Ci co sprzedawali jeżdżą teraz grać w golfa do ciepłych krajów, a reszta im kibicuje przed telewizorami.
Dla mnie, biednego imigranta los nie był taki łaskawy. Moja najbliższa rodzina umarła. Pomagałem mamie przez ostatnie lata, kiedy potrzebowała opieki i wysyłałem pieniądze sąsiadce, aby zajmowała się mamą. Mama nie mogła się nachwalić, jaką to ona ma oddaną w niej przyjaciółkę. Nie chciałem jej mówić, że sąsiadka jest taka oddana za moje dolary wysyłane do niej systematycznie. Moja dyskrecja okazała się przesadna. Kiedy mama zmarła, okazało się, że zapisała sąsiadce mieszkanie w zamian za opiekę, a mnie uznała za lekkoducha, który o niej zapomniał. Kiedy wreszcie uzbierałem pieniądze na bilet do Polski, to zmarła także sąsiadka, która podobno zapisała mieszkanie na szlachetne cele fundacji bardzo kulturalnej pani, tej która w telewizji uczy ”europejczyków” jak się zjada bezy.
Więc pozostałem bezdomny. Siedzę i kombinuję, co robić w sytuacji świadka dziejącej się historii.
Tak prawdę mówiąc to wolałbym, aby się działo mniej. Polskie elity polityczne podzieliły się „etosem” Solidarności na dwie połowy, jak na dwa półdupki.
Nas okadzają medialnym czadem. Lewa półkula udaje, że walczy z prawą półkulą o wygodniejsze miejsce na stołku, a my mamy udawać, że podziwiamy walkę herosów. Oni nawet nie udają , że wierzą w to co robią. Przed wyborami to
udają wrażliwych inteligentów. Po wyborach to już wyłażą z nich pazerni decydenci. Kropka w kropkę , te same sympatyczne „mordy”, jak w PRL-u.
Co mi z tej historycznej refleksji, ot nic, dręczę się tylko coraz bardziej .
W Stanach wziąłem na raty mieszkanie, niby ładne . Bank dał pożyczkę na podstawie dawnych zarobków. Mieszkanie moje kosztowało według wyceny banku, prawie 160 tysięcy dolarów, do spłacania przez kilkadziesiąt lat. Zacząłem nawet to mieszkanie modernizować, włożyłem z 10 tysięcy dolarów i mnóstwo mojej pracy. Kiedy rozpoczął się kryzys, to w moim budynku apartamentowym kilku lokatorów opuściło podobne mieszkania, oddając klucze.
Ja trzymałem się dzielnie. W zeszłym miesiącu, identyczne, takie jak moje mieszkanie, bank sprzedał nowemu nabywcy za 70 tysięcy dolarów. Ja spłacam dalej procent od kredytu na 160 tysięcy dolarów. Ot przykład nowej globalnej ekonomii, za którą wybrani amerykańscy uczeni dostają seryjnie nagrody Nobla.
Może oni rozumieją to, co się dzieje w biznesie, ja kompletnie zgłupiałem.
Jak wpłacam miesięczną ratę, za pożyczkę na to „moje” mieszkanie, to muszę brać środki antydepresyjne. Szukam tych 90 tysięcy dolarów różnicy między moim mieszkaniem, a tym który kupił mój sąsiad za 70 tysięcy za pośrednictwem tego samego banku. Czy ja tę różnicę znajdę, czy też zadręczę się własnym ograniczeniem umysłowym.
Jednak najbardziej dokuczliwe są noce pełne snów. W czasach PRL-owskich imigrantom śnił się powrót do Polski, ale kiedy budzili się zlani potem ze strachu, ze znowu są w PRL-u, to odkrywali z radosnym zaskoczniem, że to był tylko sen.
Cieszyli się z tego, że są dalej w Ameryce.
Dzisiaj, śni mi się Ameryka sprzed 15 laty, pełna energii i optymizmu, kiedy budzę się rano pozostając na zasiłku dla bezrobotnych, to odkrywam ze zdziwieniem, że obudziłem się w Ameryce roku 2009.
A może to jest matrix. Może niektórzy żyją dalej w Ameryce, a tylko ja tkwię w tym realnościowym matrixie ?
PS. Rękopis tej historii przesłał mi anonimowy czytelnik moich felietonów, ja go tylko wygładziłem.

18 listopad 2009
www.wojciechborkowski.com


drukuj Wersja do druku