Globalizm zjada własny ogon ?


Globalizm zjada własny ogon?
Ważą się losy świata wydumanego przy okrągłych stołach stolic świata zachodniego. Porządek ustanowiony po II wojnie światowej przetrwał 70 lat, ale w roku 2015 przechodzi na niezasłużoną emeryturę.
Czy to jest początek nowego, azjatyckiego globalizmu, czy to jest koniec tego globalnego systemu politycznego? Publicyści zapowiadają koniec świata wspólnot plemiennych i religijnych, ale to właśnie azjatycka wspólnota religijna rozsadza ten porządek świata i ośmiesza bezradną Europę.
Na tle tych globalnych wydarzeń polskie wybory parlamentarne są burzą w szklance wody. Dla opinii światowej są one sprawą marginalną, ale dla Polski i Polaków są wydarzeniem o największej randze. Zmiany są konieczne i z tym wyrokiem pogodziła się nawet koalicja rządowa. Jednak nikt z polityków nie przyznaje się, że tak naprawdę nie ma co zmieniać, ponieważ zależności ekonomiczne i polityczne Polski w tym globalnym świecie są tak wszechstronne, że margines zmian dotyczyć może tylko imponderabiliów. Zmiany naprawdę istotne mogą tylko nastąpić po rozwiązaniu UE, lub po jej opuszczeniu przez Polskę, ale żadna z poważnych partii politycznych nie zgłosiła tych zamiarów jako programu wyborczego. Ponieważ politycy polscy nie mogą nic poważnego zmienić, więc walczą personalnie między sobą o miejsca w polskim parlamencie.
W czasie tego wyścigu politycy przedstawiają propozycje księżycowe. W ich wprowadzenie nie wierzą nawet sami ani przez chwilę, ale trzeba przecież wypełnić gadaniem czas antenowy w mediach głównego nurtu. Instytucje badające opinię publiczną zapowiadają dużą frekwencję wyborczą. Jeżeli to się potwierdzi, to wynik wyborów będzie naprawdę interesujący. Ostatnie referendum nie udało się prezydentowi Komorowskiemu, ale może jesienne wybory przywrócą zaufanie do mechanizmów demokracji. Wysokiej frekwencji obawiają się najpoważniejsi gracze polityczni. Jeżeli do urn wyborczych pofatygują się niezdecydowani, to wynik wyborów może zaskoczyć najbardziej leniwych cyników, starych wyjadaczy konfitur i kombatantów Solidarności, którzy dalej uważają, że posiedli wiedzę manipulowania wyborcami. Te ostatnie dni przed wyborami mają zawsze decydujący wpływ na wynik wyborów. Ujawnienie kolejnego skandalu o sile megatonowej bomby medialnej, może również zmienić sympatie wyborców niezdecydowanych.
Ogromny wpływ na decyzje polskich wyborców ma gigantyczny exodus Azjatów do Unii Europejskiej. Okazało się, że granice UE są liniami istniejącymi tylko na mapie, a blok militarny zwany NATO, mający bronić integralności terytorialnej Europy przed najazdem zorganizowanych grup uchodźców ma własne problemy w różnych częściach świata. Politycy unijni odwrócili problem uchodźców i uznali ich za osoby oczekiwane bezpośrednio w stolicach europejskich.
Ten gigantyczny problem polityczny i organizacyjny nie został jednak przyjęty z radością przez mieszkańców UE, którzy od urzędników brukselskich dostali propozycję „kwot” nie do odrzucenia. Zima tuż, tuż, a liczba uchodźców rośnie z dnia na dzień.
Media "głównego nurtu" pozostające własnością kapitału unijnego usprawiedliwiając najazd uchodźców na Europę straciły resztki wiarygodności.
W opinii polityków nie ma winnych tego globalnego skandalu.
Jednak wszystkie te problemy z którymi walczymy codziennie i te wymyślone przez zdemoralizowanych polityków globalnych nie zwalniają ludzi mądrych z obowiązku uczestniczenia w wyborach parlamentarnych. Trzeba wybrać nową ekipę, a potem ją zwolnić z tego obowiązku, jeżeli ich arogancja i głupota okaże się sprytnie maskowaną chorobą ego i obsesją. Zmiana ekipy jest przecież naturalną formą praktykowaną w demokracji i nie ma co dramatyzować normalności.

17 października 2015
www.wojciechborkowski.com


drukuj Wersja do druku