Nacjonalizacja naszej prywatności


Nacjonalizacja naszej prywatności

Oczekiwanie na kolejny długi weekend staje się tematem rozmów, planów urlopowych, rezerwacji biletów lotniczych i „wycinkiem” z kalendarza, od weekendu do weekendu. Długie weekendy trwają 4 dni, ale mistrzowie celebracji długiego weekendu przedłużają go na cały tydzień, manipulując zwolnieniami lekarskimi lub uzupełniając go urlopem wypoczynkowym.
Epoka postindustrialna zafundowała nam kilka socjalnych zdobyczy, takich jak długie weekendy, urlopy wypoczynkowe wpisane w umowę o pracę, powszechne ubezpieczenia medyczne i łazienki w domu.
Te powszechnie dostępne zdobycze socjalne zawdzięczamy nieprawdopodobnemu rozwojowi technologii, a nie łaskowości polityków i właścicieli biznesów i banków.
Sto lat temu tego typu „zbytki” socjalne były dostępne nielicznym wybrańcom narodu, a o dawaniu takich przywilejów pracownikom najemnym nikt nawet nie chciał słyszeć.
Na początku naszego, XXI wieku, wszystkie te cywilizacyjne „zbytki”, o których dawniej nie można było nawet marzyć, stały się normą w wielu krajach świata.
Ich realizację umożliwił nieprawdopodobny wzrost produkcji wszelakich dóbr, wynikający z rozwoju technologii i uzyskania dostępu do ogromnych zasobów energii. Wydawało się, że to koniec awantur społecznych. Wygoda i dobrobyt miał stworzyć świat ładu i stabilizacji. Nic bardziej mylnego. Dobrobyt zrodził bezrobocie i bezrobotnych, finansowanych z państwowej kasy. Dobrobyt rozleniwia i deprawuje teraz mieszczaństwo, które przejmuje od dawnych elit jej dawne choroby duszy. Mieszczaństwo cierpiące na chorobę nadmiaru wolnego czasu „rewolucjonizuje” się obyczajowo.
O co i z czym walczą współcześni nam burzyciele ładu społecznego?
Obecni „rewolucjoniści” się nudzą i podrzucają nam rewolucję obyczajową, którą również usiłują eksportować do krajów trzecich. Współcześni nam „rewolucjoniści” mają bardzo dużo wolnego czasu, najczęściej pozostają oni na utrzymaniu podatnika lub właściciela globalnych mediów i wymyślają nieprawopodobne brednie, narzucając nam za pomocą zakazów i nakazów „rewolucję” seksualną i moralną.
My naród, karmieni jak gęsi przez telewizyjne i internetowe media, dostajemy codzienną porcję pouczeń i skarg na brak naszej tolerancji dla seksualnych ekscesów elit, które pragną te własne fanaberie usankcjonować prawnie. Nikt się narodu nie pyta, czy ta nowa rewolucyjna obyczajowość pasuje do naszych ludzkich norm.
W Polsce rewolucjoniści tej tradycyjnej obyczajowości poszli nawet o jedną Tęczę za daleko. Normalny zjadacz chleba czuje się zupełnie wyalienowany, oglądając telewizyjnych celebrytów optujących za „rewolucją” obyczajową, która jest absolutmie obca dotychczasowemu modelowi rodziny.
Mało tego, My naród, nie możemy tych praktyk i rewolucjonistów nazwać po imieniu, bo grożą nam sankcje karne, które wprowadzili ci ulepszacze moralności, aby bronić swych „rewolucyjnych zdobyczy”.
Metody wprowadzania tej rewolucji seksualnej i moralnej oparte są na dobrych bolszewickich wzorach. Dawni rewolucjoniści za pomocą dekretów nacjonalizowali własność prywatną, a ci za pomocą dekretów nacjonalizują naszą prywatną obyczajowość i moralność. Parafrazując znane powiedzenie „władza demoralizuje, a władza absolutna demoralizuje absolutnie”, możemy powiedzieć, że globalna władza demoralizuje nas globalnie.
Prawdopodobnie za chwilę dowiemy się, że powiniśmy szukać wątroby po lewej stronie, jak bohater ze sztuki Moliera, który na zarzut Geronta, że szuka wątroby pacjenta po lewej stronie, odpowiada „myśmy to wszystko zmienili i teraz uprawiamy medycynę zupełnie nowym systemem”.
Wprowadzanie nowego systemu obyczajowości za pomocą dekretów utrwalających „rewolucyjne” obyczaje przestaje być komedią ludzką. Galimatias obyczajowy i umysłowy wpisuje się w „cywilizację długich weekendów” w czasie których znudzeni oglądacze telewizji uczeni są tolerancji dla perwersji obyczajowych celebrytów. W Polsce te zmiany obyczajów seksualnych łączą się z okresem przystąpienia do UE.
Wolność do seksualnych ekscesów może zostać jedyną „wolnością” jaką wywalczyli stoczniowcy gdańscy. Wolność seksualna to „czerwony sztandar” rewolucji genderowskiej, którą zamiast dobrobytu fundują nam globaliści.
„Smutno mi Boże dla mnie na zachodzie rozlałeś tęczę blasków promienistą”. Ciekawe, co by Słowacki powiedział jakby zobaczył „tęczę” na placu Zbawiciela w Warszawie?

29 listopada 2013
www.wojciechborkowski.com

drukuj Wersja do druku