Urlop na Ziemi Obiecanej


Urlop na Ziemi Obiecanej
Na kilka dni wpadłem do Łodzi - do tej "Ziemi Obiecanej", którą Władysław Reymont "uwiecznił" w genialnej powieści pod tym właśnie tytułem.
Obraz Łodzi zapisany w tej powieści pozostanie na zawsze dokumentem opisującym ekscesy dziewiętnastowiecznego kapitalizmu. Towarzyszyły temu rozkwitowi łzy, pot i krew pionierów poszukujących w Łodzi nadziei na lepsze życie.
Pieniądze europejskich bankierów napędzały tę XIX wieczną ziemię obiecaną i ją deprawowały. Miasto rosło. Obok fabryk powstawały dzielnice robotnicze. Oś miasta wyznaczała ulica Piotrkowska.
Po drugiej wojnie światowej, w czasie której "cywilizowane" hitlerowskie dywizje zrównały Warszawę z ziemią, do Łodzi przeniosło się wiele ważnych instytucji i przedstawicieli polskiej inteligencji. Łódź była ważnym dla Polski miastem przemysłu lekkiego, który w Łodzi ocalał po tej wojnie.
W czasach PRL-u, miasto się rozbudowało, cywilizowało i powiększało liczbę mieszkańców.
Transformacja ustrojowa roku 1989 okazała się dla Łodzi okrutną macochą. Pieniądze globalnych bankierów omijały Łódź, przechwytywane przez warszawską "pijawkę", która również była rozdzielnikiem funduszy przyznawanych przez UE. W Łodzi zlikwidowano zakłady przemysłu lekkiego i zakłady produkujące maszyny dla tego przemysłu. Import tanich towarów z Azji okazał się zabójczą konkurencją. Miasto wyludniło się i zestarzało. Emigracja zarobkowa młodych mieszkańców Łodzi do krajów UE niebezpiecznie zmieniła proporcje między emerytami a resztą mieszkańców miasta. Gdyby inwestorzy kierowali się rachunkiem ekonomicznym, to w Łodzi na pewno opłaca się inwestować w zakłady pogrzebowe, bo zapotrzebowanie na tę usługę jest zapewnione.
W Łodzi więcej ludzi umiera niż się rodzi.
Chodzę po tej ziemi zapomnianej, odwiedzam znajomych i rodzinę, oglądam sklepy będące własnością biznesów zagranicznych i "serce rośnie" na widok tych nowoczesnych gadżetów jakie te zagraniczne sklepy z polską obsługą oferują polskim klientom. Nazwy tych sklepów również zagraniczne, przyciągają łódzkich klientów kolorowymi neonami. Udaję się do zagranicznego banku i z zagranicznego bankomatu pobieram polskie złotówki, za które kupuję w zagranicznym sklepie, zagraniczne towary, na polskiej ulicy Piotrkowskiej.
Trzeba przyznać, że to jest ogromne ułatwienie. Nie potrzeba opuszczać Polski , żeby być na stałe za granicą.
Kupuję bilet do kina na zagraniczny film i wracam do domu taksówką również produkcji zagranicznej w towarzystwie taksówkarza, który narzeka po polsku, na polską biedę, upadek obyczajów i młodocianą prostytucję.
Panie kochany - mówi do mnie taksówkarz - nie ma już polskiej inteligencji, żeby pan posłuchał języka tych pasażerów, oni nawet przestali pisać na drzwiach "mgr Kowalski", albo "inż Kowalski", jak to bywało w czasach PRL-u , bo ten tytuł już nic nie znaczy, oni go sobie kupują na tych prywatnych uczelniach. Muzyki w radio nie słucham, bo słowa obce, a oni tylko kawałki zagraniczne na okrągło puszczają, albo gadają o polityce.
Te same gęby od 20 lat. Przed chwilą, na postoju, mówili, że człowiek Kwaśniewskiego zastąpił człowieka Balcerowicza w radzie nadzorczej PKP. W Łodzi prawdziwy wygwizdów. Widział pan te kamienice na Kilińskiego, ruina, nowe sklepy piękne, ale to nie jest nasze, ani sklep, ani towar, ani nie płacą podatku. Po kilku latach zmieniają właściciela i znowu są wolni od podatku. Wiozłem panie takiego jednego z dworca Fabrycznego, mówi wieź mnie pan na ulicę Jakuba, a ja mówię, że tam nic nie ma, tylko stoi jedna kamienica. A on mówi, że to była kamienica jego dziadka. Podjechaliśmy, on ją sfotografował i kazał się wieź z powrotem na dworzec Fabryczny. Zagraniczny gość przyjechał po polską kamienicę.
Podjeżdżamy do ulicy Zapolskiej, na rogu dwóch młodych ludzi odwróconych tyłem do chodnika sika na trawnik dużym łukiem w świetle lamp ulicznych. Jest godzina 6-ta wieczorem. To bydlaki panie - mówi taksówkarz. Piwo kupują w sklepie i chlają na ławkach. Absolutna bezkarność, tego w PRL-u nie było. Chamstwo się pleni i kibolstwo.
W kieszeni mają telefon z internetem, a we łbie brak elementarnego wychowania. Odkąd zlikwidowali pobór do wojska, to z roku na rok,
coraz większa dzicz na ulicach. Kto ma ich wychowywać?
Chyba telewizja, chociaż od kościoła też ich w telewizji odstręczają.
Wysiadam z tej taksówki i wchodzę do pięknego mieszkania mojego kuzyna, a tam mały intymny świat polskiego inteligenta. Tak jakbym zmienił kraj pobytu. Kuzyn nie ma telewizora, kontestując propagandę tego medium. Twierdzi, że czas telewizji minął, że wróci czas książek poszukiwanych, czytanych i modnych. Jego naiwność jest rozbrajająca.
On w to wierzy, że za parę lat na tajnych kompletach polska młodzież będzie się uczyła kochać polską kulturę, polską poezję i Polskę.
Dopóki drzemie w nas ta święta słowiańska naiwność, nie wszystko jest jeszcze stracone. Podróże do Polski nie pozostawiają nas obojętnymi.
Ojczyzna to wielki, zbiorowy obowiązek - kto to powiedział?
Czy gdyby Norwid żył w Polsce XXI wieku, byłby taksówkarzem?

25 marca 2014
www.wojciechborkowski.com